Coś się kończy, coś się zaczyna...
Większym banałem nie dało się
rozpocząć, więc cokolwiek teraz powiem będzie brzmieć trochę
lepiej. Jaka jest lepsza okazja na podsumowania, jeśli nie ostatni
dzień roku? Problem w tym, że niespecjalnie mam co podsumowywać.
Smutna prawda, bo od dłuższej chwili utknąłem w zastoju,
praktycznie w każdym aspekcie życia. Nie ma co płakać nad
rozlanym mlekiem. Moim postanowieniem na 2016 jest to, żeby w końcu
udało się spełnić postanowienia. Nie mam pojęcia czy się uda,
ale cóż... przynajmniej warto spróbować!
Więc 2016, umówmy się tak – ja się
bardzo postaram, a Ty mi przynieś ciekawą pracę, zdrowie i trochę
muzyki.
Skupmy się na ostatnim. Myślę, że
będą to okolice połowy stycznia. Wypuszczę pierwszy dokończony
projekt. Jest dawno rano nabiera nowego znaczenia, a tatuaż jest
jeszcze bardziej na miejscu i przypomina o wszystkim co
zaniedbałem... i o tym, że po każdej burzy przychodzi słońce, a
po najdłuższej nocy przychodzi najgorętszy dzień (kurde, dzisiaj
chyba niechcący zamieniłem się na pióra z Paulo Coelho xD).