Powiedzieć
o Hotline Miami, że to krwawa strzelanka z widokiem z góry, to jak
powiedzieć, że Eminem jest dobrym raperem, a Pollock lubi sobie
chlapnąć. Niby prawda, ale prosta niczym przeciwnicy tejże gry, no
i też nie do końca. Jonatan
Söderström i Dennis Wedin, twórcy gry, wór swoich inspiracji
mieli wypchany wieloma klasycznymi produkcjami. Skutecznie można
porównywać tu klimat prosto z filmu "Drive", rozgrywkę z
pierwszych części GTA, brutalność Manhunta etc. Nie o to chodzi,
bo jako oddzielny produkt HM robi robotę i była to jedna z, może
nie najlepszych, ale na pewno najciekawszych gier w jakie grałem...
w ogóle.
Z
początku dostajemy tylko ogryzki fabuły, Miami, rok 1989, kolejne
telefony wzywają nas do przeróżnych lokacji, w których mamy za
zadanie "posprzątać". Ogranicza się to zwykle do wybicia
wszystkich żywych postaci. Proste? Oczywiście, i może właśnie
dlatego gracz radośnie podchodzi do kolejnych, coraz to bardziej
skomplikowanych poziomów, zabijając brutalnie setki osób, bez
żadnego określonego powodu i mrugnięcia okiem. Gracz z czasem
zastanawia się czemu to robi, żaden powód nie został nam
przedstawiony, a odpowiedź udzielona nam przez grę nie jest wcale
oczywista...
Kwestia rozgrywki nie jest skomplikowana, do dyspozycji dostaliśmy ponad 20 różnych poziomów, oczywiście każdy kolejny trudniejszy od poprzedniego. Jak już wspominałem naszym zadaniem jest "wyczyszczenie" każdego z nich. WSAD'em chodzimy, lewym klawiszem myszki strzelamy/bijemy, prawym bierzemy/wyrzucamy broń, serio to tyle. Każdy etap zaczynamy od wyboru jednej z wielu gumowych masek, w których przyjdzie nam przemierzać kolejne pomieszczenia. Każda z nich daje nam dodatkowe właściwości, dla przykładu, maska królika sprawia, że poruszamy się dużo szybciej, dzięki masce sowy widzimy poukrywane czasami sekrety, a maska lwa daje nam dodatkową siłę, by chociażby zabić przeciwnika uderzeniem drzwiami. Uzbrojeni w gumową facjatę wchodzimy do pomieszczenia, zabijamy bez zastanowienia, bo przeciwnicy mogą zrobić nam to samo dosłownie w ułamek sekundy, tempo gry jest tak szybkie, że czasem w przeciągu 2 minut rozgrywki cały etap możemy zacząć od samego początku 20 razy! Gry nie ułatwia fakt, że jesteśmy tak samo żywotni, jak każdy z przeciwników, których musimy zabić. Dostępnych mamy grubo ponad 30 rodzajów uzbrojenia, są to rzeczy mocno przyziemne, tulipany z butelek, kije bilardowe czy patelnia, ale także cały arsenał broni palnej.
Grafika...
cóż, wydaję mi się, że o tej nie ma co się dużo rozpisywać.
Wystarczy jedno spojrzenie na którykolwiek ze screenów. Dodam tylko, że w
ruchu wygląda to bardzo dynamicznie i zwyczajnie cieszy oko, a
pokłady rozpikselowanej przemocy potrafią zadziałać na
wyobraźnie. Klimat Miami lat 80' to przede wszystkim różowe i
błękitne neony, które na pewno mogą się podobać, jeśli nie
jesteś zboczeńcem na punkcie fotorealizmu w grafice.
Oprawa
dźwiękowa, jeden z najważniejszych powodów, dla którego wróciłem
do tej gry. Jak pisałem w pierwszym akapicie, twórców gry było
dwóch i jeden z nich był właśnie odpowiedzialny za muzykę. Ta
jest po prostu fenomenalna. Razem z grafiką tworzą niemal
narkotyczną wizję pełną brutalności. Inspirowana latami, w
których dzieje się fabuła, robi z graczem co chce, czasem unosimy
się powoli w oparach dymu, czując rozpoczynające się szaleństwo,
by zaraz w towarzystwie elektronicznego łupania wybić całe
pomieszczenie kijem golfowym. Na szczęście w plikach gry możemy ją
znaleźć w niezłej jakości w formacie .ogg. Cały Soundtrack serdecznie polecam!
O
Hotline Miami piszę z jednego prostego powodu, dzisiaj, dwunastego
marca, dostajemy w łapki kontynuację, po dwóch latach światło
dzienne ujrzy druga część, tym razem z podtytułem – Wrong
Number. Jestem pewny, że kolejna część zrobi mi z głowy to samo,
co pierwsza swojego czasu. Nie mogę się doczekać aż usiądę
przed komputerem, założę maskę i totalnie utonę w klimacie
onirycznego Miami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz