Zacznijmy od tego, że nie jestem
jakimś wielkim fanboy'em anime. Bardzo okazyjnie oglądam kolejne
serie, a Sword Art Online zainteresowałem się raczej pod wpływem
impulsu, niż z chęci pochłonięcia. Do tego świata trafiłem
zupełnie przypadkiem, przeglądając stronę poświęconą bajkom.
Tym większe było moje zdziwienie, gdy serial wciągnął mnie
niesamowicie już po pierwszym odcinku. Wiadomo, że dla przeciętnego
europejskiego zjadacza chleba niektóre motywy czy zachowania postaci
mogą się wydawać co najmniej dziwne, japońska kultura jest dosyć
odległa naszej, ale pewne rzeczy trzeba przełknąć, by z rozkoszą
oglądać tą najtrudniejszą na świecie grę MMO.
LINK START!
Historia przedstawiona w SAO zaczyna
się w roku 2022, czyli nie tak odległej nam przyszłości. Właśnie
wypuszczono pierwszą grę MMO na świecie, która w pełni korzysta
z wirtualnej rzeczywistości (VR), oznacza to zwyczajnie tyle, że po
założeniu na głowę urządzenia gracz może dosłownie przenieść
się do świata gry. Dzięki połączeniu z mózgiem, użytkownik
odczuwa wszystkie bodźce prawdziwego świata, leżąc wygodnie w
swoim łóżku.
Niestety już na samym początku
spełnienie mokrych marzeń wszystkich nerdów okazuje się
początkiem koszmaru, w grze pojawia się jej twórca informując
graczy, że usunął opcje wylogowania się, jedyną możliwością
opuszczenia fantastycznego świata jest ukończenie stu poziomowej
wieży i pokonanie wszystkich bossów. W ten sposób w krainie Aincard
zostaje uwięzionych 10000 osób, które skazane są na permanentne
wcielenie się w swoich awatarów, ponieważ zdjęcie urządzenia z
głowy przez osobę trzecią powoduje obumarcie mózgu użytkownika
poprzez połączenia nerwowe, z których korzysta urządzenie, a
klęska poniesiona przez bohatera na polu walki jest równoznaczna ze
śmiercią sterującego nim gracza.
W tej sytuacji poznajemy młodego
chłopaka, Kirito. Jako jeden z beta testerów gry, czuje się dosyć
pewnie w obcym dla większości świecie, co nie zmienia faktu, że
gra, w której wszyscy szukali rozrywki zamieniła się w rozgrywkę,
której stawką jest życie 10000 osób.
Tak po krótce i bez spoilerów można
przedstawić główną oś fabularną. Ciężko wdawać się w
szczegóły bez unikania zdradzenia fabuły, która jest bardzo mocną
stroną SAO. Poruszane wątki bardzo często są ciężkie i
nieodpowiednie dla młodszych widzów, którzy odkryliby w anime
tylko łupanie mieczem. Oczywiście bardzo często mieszają się
motywy romantyczne lub komediowe, co jest całkowicie normalne dla
tego gatunku.
Nie zawsze jednak ogląda się to
lekko, bohaterowie zmuszeni są zadać sobie pytania na temat rzeczywistości.
Czy lata spędzone w nieistniejącym świecie można traktować jako czas naprawdę przeżyty. Czy miłość w wirtualnej rzeczywistości
może być realnym uczuciem. Gdzie pojawia się granica prawdziwości
w świecie, w którym od cięcia miecza potwora można zginąć. Czy
zabójstwo w samoobronie innego gracza trzeba traktować dosłownie,
jakie spustoszenie w ludzkiej psychice wywoła wieloletnie zamknięcie
w obcym, wrogim świecie.
A to dopiero początek, bo fabułę obu
sezonów można podzielić na cztery części, cztery oddzielne, ale
powiązane ze sobą historię, w których świat wirtualny i
prawdziwy coraz bardziej zaciera swoje granice.
Słowem nie wspomniałem o kresce i
oprawie muzycznej, ale to dlatego, że nie jestem w stanie ich dobrze
ocenić. Nie mam wielkiego pola do porównania z innymi seriami, ale
grafika i animacja jest bardzo ładna i efektowna, często można
zachwycić się krajobrazami czy projektem postaci. W kwestii muzyki
kilka motywów zwróciło moją uwagę, ale nie na tyle, żebym ich
wyszukiwał i przesłuchiwał wolnym czasie. Odpowiednio wprawia w
nastrój. Oczywiście, kiedy tak zaplanowali twórcy, ja ryczałem
jak bóbr.
Z czystym sumieniem SAO mogę polecić
fanom anime i MMO, ale nie tylko. Ponieważ ja pierwszym interesuję
się bardzo turystycznie, a drugim w ogóle, a i tak wciągnąłem
się w 50 odcinków i ze smutkiem dzisiaj zakończyłem swoją
przygodę w świecie Sword Art Online. Z nadzieją czekam na
kontynuację, mam nadzieję, że tak kiedyś powstanie.
LOGOUT
ps. Teraz oglądając różne AMV z tegoż anime cały czas przechodzą mnie ciarki! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz