Siedzę sobie we własnym pokoju, który
po przewietrzeniu i wpuszczeniu ilości światła większej, niż
prześwit, który widuję często pomiędzy żaluzjami, a oknem,
mógłby wydawać się nawet uroczy. Słucham nowej płyty
Kendricka Lamara, do której, mimo wszechobecnej gloryfikacji, nie
potrafię się przekonać. Głaszczę kota, który z przyjemnością sprawdza ostrość pazurów na moim udzie. Mógłbym otworzyć okno. Nie robię tego.
Z dwóch prostych powodów...
Pogoda (tak, będę mówił o
pogodzie), ta ostatnio sprawia nam takie cuda, że zasadne, a
przynajmniej warte zastanowienia, wydaje się całe to pieprzenie
ludzi od ochrony środowiska. Z roku na rok zimy przestają straszyć
swoją słowiańską surowością, a zaczynają bawić samym
określeniem. Jest zima, to jest zimno! Dobra, a co z malowniczymi
połaciami śniegu, który dodawał uroku całej chujowości
aktualnej aury? Bo w tą zimę uświadczyłem tylko kilka dni,
podczas których białego puchu było tyle, co na lekarstwo. Na sanki
nie udało się iść ani razu (tak, chodzę na sanki!). Z drugiej
strony zapowiadają nam ośnieżone święta wielkanocne, serio? Co
się podziało z zimą, o której opowiadali nam starsi, z zaspami,
gdzie jedynym sposobem przejścia było utorowanie sobie korytarza?
Nie chodzi o to, że za tym tęsknie, bo nie tęsknie w ogóle,
cieplej = lepiej, ale warto na to zwrócić uwagę. Nie znam się ani
trochę na anomaliach pogodowych, nie mam pojęcia o tym co się
dzieje, a co nie. Zwyczajnie się zastanawiam nad tym, bez
jakiejkolwiek wiedzy książkowej czy też...przyczyny.
Świat. Co prawda z okien pokoju nie
widzę go dużo. To dobrze...i nie. Z jednej strony mam doskonały
widok na brzydkie garaże, a z drugiej na dom lekko szurniętej
sąsiadki. Kiedyś nawyzywała moją mamę od antychrystów, bo
wieszała pranie w niedziele, nie wspominając o kapliczce z Maryją
w ogródku, która w nocy często świeci zupełnie przypadkiem
podobnie do imprezy w remizie (Maria, Maria, I like it loud!). Ale
nie o tym. Mówiłem o tym, że tak źle i tak nie dobrze. Gdybym
miał okno wychodzące na ulice i przypadkiem odsłoniłbym żaluzje,
jestem pewien, że doszedłbym do jakiś smutnych, pesymistycznych
wniosków. Widziałbym tych wszystkich ludzi, którzy gdzieś idą.
Mają obrany jakiś cel podróży...życia. Nie myślałbym o ich
życiu, raczej o swoim, o tym, że od dłuższego czasu siedzę w
miejscu, nie robię nic wartego uwagi. Do niczego nie dążę. Często
tłumaczę to sobie zajebaną maturą, że jak się uda ten błąd
naprawić nagle mój świat wywróci się o 180 stopni i będę
wiedział co ze sobą zrobić, tłumaczenie dobre jak każde inne,
ale wciąż złe i niepożądane. Należę do tej części ludzi,
która nie lubi/potrafi mówić o swoich problemach przyjaciołom.
Nie lubię się komuś uzewnętrzniać, zamęczać go nie dotyczącymi
go sprawami. Może właśnie dlatego bawię się w rapowanie i
blogowanie. Nie mam przed sobą określonego rozmówcy, co mocno
ułatwia sprawę, mogę napisać wszystko. Nie wszystko muszę
publikować. Część zawsze mogę usunąć, zredagować. Ogólnie
miewam okresy, że średnio (eufemizm) przepadam za ludźmi i rozmową
z nimi. Nie lubię świata, ale odsłoniłem jedną żaluzję. Niech
będzie, dzisiaj przynajmniej spróbuję. Obiecałem sobie, że
pierwszym krokiem będzie regularniejsze pisanie na bloga, nie jest
to może pokonanie jakiejś wielkiej przepaści, ale nie w sekundę Kraków zbudowano.
Tyle na dzisiaj, pozdrawiam! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz