czwartek, 7 kwietnia 2016

Angie Tribeca - RECENZJA

Nienawidzę ludzi, którzy uważają, że są lepsi niż jakiś rodzaj humoru. Czy to żart czarny niczym przeciętny złodziej w Ameryce, czy wymyślny jak ulubiony smak lodów Sashy Grey, a może nurzający się na poziomie gówna. Byle było zabawnie, bo chyba tylko o to chodzi. Rozumiem, że pewne żarty mogą kogoś urazić, innego zwyczajnie nie rozśmieszyć, ale powtarzam, nienawidzę tych, którzy uważają, że są ponad...


Wstęp trochę nie na temat, ale to znaczy, że jednak trochę tak. Kojarzycie komedie z Lesliem Nielsenem? Weźmy „Czy leci z nami pilot?”, nie był to humor, nomen omen, najwyższych lotów, ale poziom abstrakcji, na jakim operował ten film był tak wysoki, że nie sposób było się przynajmniej uśmiechnąć widząc jeden z licznych gagów. Znajdują się jednak takie indywidua, które powiedzą „Takie żarty są całkowicie nie na moim poziomie...”, jeśli jesteś jednym z nich, to w tym momencie zapraszam do opuszczenia bloga, bo serial, o którym dzisiaj piszę jest osadzony w bardzo podobnym klimacie. Czasem jest tak, że najbardziej śmieszą rzeczy najgłupsze, nie bójmy się tego przyznać i nie zachowujmy się jak nadęte bufony.

Poznajcie detektyw Angie Tribecę, najlepszą policjantkę w Los Angeles, skutecznie rozwiąże każdą sprawę, jednak sukcesy zawodowe nie przekładają się na życie poza pracą, to właściwie nie istnieje. Właśnie przydzielono jej kolejnego partnera, oczywiście z początku niechętnie, w poprzednich 236 się zakochała, a ci skończyli marnie. Każda możliwa kalka z proceduralnych seriali kryminalnych, jaka Wam przyjdzie do głowy, na pewno tutaj jest gdzieś wykorzystana. W odpowiedni sposób przerysowana i przegięta. Wściekły na wszystko komendant, mający swoje odchyły patolog, twarda, lecz samotna główna bohaterka... serio, znajdziecie tu prawie każdy motyw znany z serii o policji.

Żarty w serialu polegają głównie na grach słownych i traktowaniu metafor czy fraz bardzo dosłownie. Jeśli nie nie ogarniasz angielskiego na tyle, żeby wychwytywać ich znaczenia, to nie za bardzo masz tu czego szukać, zwyczajnie dowcipy nie będą miały sensu. Podejrzewam, że nie znajdzie się ktoś na tyle odważny i kreatywny, żeby próbować tłumaczyć go na polski, zbyt dużo żartów opartych jest na języku.

Aktorsko wszystko trzyma całkiem wysoki poziom, warto pochwalić Rashidę Jones (znaną chociażby ze świetnego „Park and Recreation”), która potrafi z kamienną miną rzucać kolejne ciężkie dowcipy. Warto też przyglądać się postaciom pobocznym, bo uświadczymy tu sporą liczbę cameo takich aktorów jak chociażby James Franco czy Bill Murray.

Jeśli lubisz naciągnięty do granic absurdu humor, to będzie to serial dla Ciebie. Póki co ukazał się tylko jeden sezon, ma 10 odcinków, każdy trwający po 20 minut. Cały sezon obejrzałem w 2 wieczory. Serdecznie polecam, nie są to żarty wybitnie inteligentne, momentami przewidywalne, ale spełniają swoją rolę i podczas seansu wiele razy zaśmiewałem się na głos. Po pierwszym sezonie ode mnie leci...


7/10




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz