poniedziałek, 21 września 2015

Jaka to melodia? #9 - Kiedy Nawijam

Te same dni, te same sny i ta sama melodia. To już dziewiąty odcinek za pasem, a karuzela się kręci i uchodźców przybywa. Nie, to nie jest temat, który chciałbym poruszyć, chociaż może wtedy zaistniałaby jakakolwiek aktywność na blogu. Wiecie, granie na najbardziej popularnej strunie. Nie ważne czy z sensem, pasją lub ze zwykłego wyrachowania i kalkulacji. Ludzie łykną każdą głupotę, a co najgorsze "twórcom" takich potworków, fake'ów i nabijaczy wyświetleń nic nie grozi i dalej mogą tworzyć swój zakrzywiony obraz rzeczywistości. Miałem o tym nie mówić, a jednak mówię, więc skoro już mówię cokolwiek to przejdźmy do tematu właściwego - "Jaka to melodia?" (ciężko to przeczytać bez śpiewania w głowie :)).


Wstęp może wydawać się bez sensu... do czasu. Dzisiaj przeczytacie o wspomnianej już popularnej strunie. Misiaczki, przed Wami "Kiedy Nawijam". Jeden z tych utworów, do których mam bardzo ambiwalentne podejście. Niżej napiszę dlaczego, a teraz krótki zarys historyczny. Jest to najświeższy z opisywanych numerów, a i tak zalatuje już powoli naftaliną. Nagrałem go jakoś pod koniec maja, tak naprawdę to z braku zajęcia. U kumpla w domu, gdzie atmosfera sprzyjała oparom z zielonej herbaty powstały trzy numery, właśnie opisywany, liryczny "Mirror's Edge" i jeszcze jeden, który się póki co nie ukazał. Zgadnijcie dlaczego? #lenistwogibona. Skupmy się na pierwszym, otwierająca zwrotka powstała dawno temu, kiedy miałem jeszcze jakieś złudzenia, że kiedykolwiek uda mi się nagrać przynajmniej EP. Druga, już trochę nowsza, napisana była z miesiąc przed nagraniem, a refren jakieś 10 minut przed wejściem do studio. Stąd zauważalne różnice pomiędzy oboma zwrotkami i chujowość refrenu, z którego jestem strasznie niezadowolony, uwierzcie mi, bez efektu, który został nałożony brzmiało to jeszcze gorzej.

Geneza tematu jest bardzo prosta. Chciałem sobie popieprzyć coś około bragga i jakieś głupoty. Tyle. Bit pochodzi z paczki polskiego producenta, który mieszka poza naszymi granicami, Chrisa Carsona (sorry Poldon, awaria dysku zagubiła mi 3/4 zawartości, a w internetach nie mogłem znaleźć podkładu, ten na górze mi świadkiem, że próbowałem). Newschoolowe, bangerowe bity idealnie wpasowały się w idee kawałka, który miał być zwyczajną zabawą słowem i flow. Tak się stało, ale doszedłem do wniosku, że granie na popularnej strunie nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać, co niestety słychać w efekcie końcowym. Stąd właśnie te przeciwstawne uczucia. Z jednej strony lubię ten numer, dobrze się bawiłem nagrywając i pisząc go, ale z drugiej efekt końcowy mógł być dużo lepszy, gdybym się przyłożył całkowicie. Jest za to jedna składowa w "Kiedy Nawijam", która podoba mi się całkowicie i bezapelacyjnie - grafika. Trochę edycji, ładny font i aberracja chromatyczna i powstało cudeńko, urzekła mnie chyba jej prostota. To mi się udało.

W poprzednim odcinku pisałem, że cykl skończy się po dziesięciu odsłonach. Prawdopodobnie tak będzie, jeśli do tego czasu uda mi się przyszykować zaplanowaną niespodziankę. Stay tuned.

Do przeczytania za tydzień! 5.

ps. Nie wiem czemu to ma tylko 55 wyświetleń -.-


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz