piątek, 3 kwietnia 2015

Czemu nie otwieram okna?

Siedzę sobie we własnym pokoju, który po przewietrzeniu i wpuszczeniu ilości światła większej, niż prześwit, który widuję często pomiędzy żaluzjami, a oknem, mógłby wydawać się nawet uroczy. Słucham nowej płyty Kendricka Lamara, do której, mimo wszechobecnej gloryfikacji, nie potrafię się przekonać. Głaszczę kota, który z przyjemnością sprawdza ostrość pazurów na moim udzie. Mógłbym otworzyć okno. Nie robię tego. Z dwóch prostych powodów...

Pogoda (tak, będę mówił o pogodzie), ta ostatnio sprawia nam takie cuda, że zasadne, a przynajmniej warte zastanowienia, wydaje się całe to pieprzenie ludzi od ochrony środowiska. Z roku na rok zimy przestają straszyć swoją słowiańską surowością, a zaczynają bawić samym określeniem. Jest zima, to jest zimno! Dobra, a co z malowniczymi połaciami śniegu, który dodawał uroku całej chujowości aktualnej aury? Bo w tą zimę uświadczyłem tylko kilka dni, podczas których białego puchu było tyle, co na lekarstwo. Na sanki nie udało się iść ani razu (tak, chodzę na sanki!). Z drugiej strony zapowiadają nam ośnieżone święta wielkanocne, serio? Co się podziało z zimą, o której opowiadali nam starsi, z zaspami, gdzie jedynym sposobem przejścia było utorowanie sobie korytarza? Nie chodzi o to, że za tym tęsknie, bo nie tęsknie w ogóle, cieplej = lepiej, ale warto na to zwrócić uwagę. Nie znam się ani trochę na anomaliach pogodowych, nie mam pojęcia o tym co się dzieje, a co nie. Zwyczajnie się zastanawiam nad tym, bez jakiejkolwiek wiedzy książkowej czy też...przyczyny.


Świat. Co prawda z okien pokoju nie widzę go dużo. To dobrze...i nie. Z jednej strony mam doskonały widok na brzydkie garaże, a z drugiej na dom lekko szurniętej sąsiadki. Kiedyś nawyzywała moją mamę od antychrystów, bo wieszała pranie w niedziele, nie wspominając o kapliczce z Maryją w ogródku, która w nocy często świeci zupełnie przypadkiem podobnie do imprezy w remizie (Maria, Maria, I like it loud!). Ale nie o tym. Mówiłem o tym, że tak źle i tak nie dobrze. Gdybym miał okno wychodzące na ulice i przypadkiem odsłoniłbym żaluzje, jestem pewien, że doszedłbym do jakiś smutnych, pesymistycznych wniosków. Widziałbym tych wszystkich ludzi, którzy gdzieś idą. Mają obrany jakiś cel podróży...życia. Nie myślałbym o ich życiu, raczej o swoim, o tym, że od dłuższego czasu siedzę w miejscu, nie robię nic wartego uwagi. Do niczego nie dążę. Często tłumaczę to sobie zajebaną maturą, że jak się uda ten błąd naprawić nagle mój świat wywróci się o 180 stopni i będę wiedział co ze sobą zrobić, tłumaczenie dobre jak każde inne, ale wciąż złe i niepożądane. Należę do tej części ludzi, która nie lubi/potrafi mówić o swoich problemach przyjaciołom. Nie lubię się komuś uzewnętrzniać, zamęczać go nie dotyczącymi go sprawami. Może właśnie dlatego bawię się w rapowanie i blogowanie. Nie mam przed sobą określonego rozmówcy, co mocno ułatwia sprawę, mogę napisać wszystko. Nie wszystko muszę publikować. Część zawsze mogę usunąć, zredagować. Ogólnie miewam okresy, że średnio (eufemizm) przepadam za ludźmi i rozmową z nimi. Nie lubię świata, ale odsłoniłem jedną żaluzję. Niech będzie, dzisiaj przynajmniej spróbuję. Obiecałem sobie, że pierwszym krokiem będzie regularniejsze pisanie na bloga, nie jest to może pokonanie jakiejś wielkiej przepaści, ale nie w sekundę Kraków zbudowano.

Tyle na dzisiaj, pozdrawiam! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz