Powiedzieć
o Hotline Miami, że to krwawa strzelanka z widokiem z góry, to jak
powiedzieć, że Eminem jest dobrym raperem, a Pollock lubi sobie
chlapnąć. Niby prawda, ale prosta niczym przeciwnicy tejże gry, no
i też nie do końca. Jonatan
Söderström i Dennis Wedin, twórcy gry, wór swoich inspiracji
mieli wypchany wieloma klasycznymi produkcjami. Skutecznie można
porównywać tu klimat prosto z filmu "Drive", rozgrywkę z
pierwszych części GTA, brutalność Manhunta etc. Nie o to chodzi,
bo jako oddzielny produkt HM robi robotę i była to jedna z, może
nie najlepszych, ale na pewno najciekawszych gier w jakie grałem...
w ogóle.
Z
początku dostajemy tylko ogryzki fabuły, Miami, rok 1989, kolejne
telefony wzywają nas do przeróżnych lokacji, w których mamy za
zadanie "posprzątać". Ogranicza się to zwykle do wybicia
wszystkich żywych postaci. Proste? Oczywiście, i może właśnie
dlatego gracz radośnie podchodzi do kolejnych, coraz to bardziej
skomplikowanych poziomów, zabijając brutalnie setki osób, bez
żadnego określonego powodu i mrugnięcia okiem. Gracz z czasem
zastanawia się czemu to robi, żaden powód nie został nam
przedstawiony, a odpowiedź udzielona nam przez grę nie jest wcale
oczywista...