„Jesteś Graczem czy Obserwatorem?”
Takie pytanie przy wejściu zadaje nam apka Nerve. Obserwatorzy na
bieżąco śledzą poczynania Graczy, ci z kolei poprzez aplikację
dostają do wykonania przeróżne zadania, każde kolejne wiąże się
z większym ryzykiem, ale też i zarobkiem. Widzowie płacą za
oglądanie, co pozwala na zasilanie kont partycypantów. Gotówka
trafia jednak tylko do najbardziej popularnego Gracza, więc
dostajemy wszystkie elementy, których wymaga porządna gra –
ryzyko, rywalizacja, wygrana i oczywiście widownia.
Venus (Emma Roberts) jest raczej
spokojna jak na nastolatkę. Poznajemy ją poprzez pulpit jej
laptopa, ta krótka i ładna scena (normalny system operacyjny
zamiast wymyślnych wzorków. Filmowcy, wiemy jak działa komputer,
do cholery!) przedstawia nam jej charakter. Niezbyt pewna siebie, nie
potrafi się postawić czy chociaż przedstawić swojego zdania, ot
typowa szara myszka jakich pełno, bojąca się przez całe liceum
zagadać do chłopaka, który jej się podoba. Jej koleżanka Sydney,
a raczej @Syd_Baby_XO, bo taki ma nick w Nerve, zaprasza ją do
obserwowania jej dokonań, pokazanie tyłka nie jest ani odważne,
ani mądre, ale wszyscy w apkę są wkręceni. Daje w końcu tak
pożądaną przez amerykańskie latorośle popularność. Venus po
sprzeczce z przyjaciółką, której tematem była jej tchórzliwość
i ogólne nudziarstwo postanawia sprawdzić się po raz pierwszy w
życiu w roli Gracza (wiecie, w grze i w życiu wink). Pierwsze wyzwania nie wydają się trudne, a
szybka i łatwa gotówka piechotą nie chodzi. Pokrętne ścieżki
aplikacji łączą główną bohaterkę z tajemniczym Ianem (Dave
Franco), zdaje się, że publika ich lubi – ich popularność
rośnie, a coraz to większe pieniądze sprawiają, że już trochę
trudniej zrezygnować.
Jak możemy się domyślić, głupi
trend wśród nastolatków dosyć szybko przekracza granice nie tylko
dobrego smaku, ale i prawa. Nie zdradzając za dużo - dla części
graczy i widzów Nerve przestało być jedynie źródłem rozrywki.
Wiadomo, że publika najbardziej łasa jest na seks i krew. Cała
historia opowiedziana jest ciekawie, widać, że twórcy rozumieją
temat social media i spraw z nim związanych. Opowieść nabiera
interesującego wymiaru, ponieważ sam pomysł apki nie wyprzedza
specjalnie tego, co znamy z naszych internetów, a z drugiej strony
często widzimy filmiki z kolejnymi ludźmi, którzy robią dziwne
rzeczy i to nawet niekoniecznie dla pieniędzy. Łatwo wyobrazić
sobie sytuację, w której podobna historia, co w filmie mogłaby się
wydarzyć naprawdę. Nie jest jednak tak kolorowo, autorzy nie
uniknęli niestety taniego moralizatorstwa i wątków, które
niedopowiedziane stanowiłyby plus, a przedstawione w sposób
oczywisty okazują się cierniem w oku widza i na pokaz wystawiają,
mimo wszystko, typowość fabuły.
Wspominałem, że nie jest kolorowo...
Zarzut ten zdecydowanie nie tyczy się warstwy audio-wizualnej.
Ciekawie przedstawione graficzne elementy apki, ilość barw na
ekranie, która daje nam bardzo atrakcyjne ujęcia stanowią wielki
plus tego filmu i w pewnym momencie są nawet jego jedyną wartością
dodaną. Szczególnie podobały mi się sceny z perspektywy przedniej
kamerki w telefonie. Film okraszony jest także dobrze dobraną
muzyką, to produkcja o nastolatkach, więc zdecydowana większość
utworów to elektronika, ale nie są to typowe letnie hity i piosenki
typu „dajmy tu jakąś świeżą nutę, którą każdy się teraz
jara”, to smaczna składanka, przy której chyba 3 razy używałem
Shazzama (pieprzone apki, co nie?).
Aktorsko jest zwyczajnie dobrze, nie
oszukujmy się, nie jest to typ filmu godny Oscara za jakąkolwiek
rolę. Główni aktorzy robią przyzwoitą robotę, a widz nie ma się
do czego przyczepić. Tylko tyle i aż tyle. Emma Roberts po raz
kolejny zagrała jedną ze swoich dwóch ról (nieśmiała
dziewczyna/wkurzona księżniczka), na którą nie narzekam, ponieważ
zagrane jest to spoko, a Emma to kobieta bardzo miła dla oka. O
partnerującym jej Davie Franco mógłbym w zasadzie powiedzieć to samo,
jednak w jego wypadku czekam na jakieś ambitniejsze role, ponieważ
ciężko mu unikać porównań z (jak się póki co wydaje)
bardziej utalentowanym bratem. Ciekawostką jest, że na ten film
trafiłem raczej przypadkiem, ponieważ jedną z ról gra Machine Gun
Kelly, mój ulubiony raper, więc postanowiłem go sprawdzić. I choć
jego warsztat może pozostawiać trochę do życzenia, to lubię go
oglądać jako ciekawostkę czy początkującego aktora.
Początkowe zadania wydają się niewinne i zabawne... |
"Nerve" to bardzo ciekawy pomysł i
wizja, położone niestety przez trywialność scenariusza.
Oglądaliśmy ten sam film wiele razy, ale w trochę innej otoczce.
Jednak to właśnie ona stanowi o tym, że jest całkiem niezły i
jeśli nie ma się pomysłu na spędzenie luźnego wieczoru przy
filmie, to "Nerve" jak najbardziej się nadaje.
ps. Poniżej możecie sprawdzić trailer, sporo zdradza, więc jak kto woli.
pss. Bardzo mi się podobał motyw z Wu Tangiem podobał...dodawał autentyczności. :)
ps. Poniżej możecie sprawdzić trailer, sporo zdradza, więc jak kto woli.
pss. Bardzo mi się podobał motyw z Wu Tangiem podobał...dodawał autentyczności. :)
Ale mam nadzieję że wiesz, dlaczego w filmach zazwyczaj nie pokazuje się "normalnych systemów operacyjnych"?
OdpowiedzUsuńBo byłaby to kryptoreklama czy też product placement, z tym wiążą się problemy formalno-prawne, więc filmowcy wolą takich rzeczy unikać.