Poznajcie Johna, jest on zwykłym
amerykańskim nastolatkiem z problemami typowymi dla swojego wieku.
Wzloty i upadki wieku młodzieńczego – imprezy, dziewczyny,
kłótnie z mamą... a i jeszcze czasem się moczy... i ma skłonności
do podpalania... byłbym zapomniał, ma też niezdrową fascynacje
zwierzętami. Nie jest to wiedza obowiązkowa, więc trochę
przybliżę Wam temat. Te trzy elementy składają się na tak zwaną
Triadę Macdonalda. Teoria ta mówi, że współwystępowanie tychże
zachowań wskazuje na rozwijanie się zaburzeń lub antyspołecznej
osobowości.
Poznajcie Johna, amerykańskiego
nastolatka, odmieńca i socjopatę o morderczych skłonnościach...
byłbym zapomniał, w wolnym czasie obserwuje swoją sąsiadkę i
pomaga w rodzinnym interesie przygotowując ciała w domu
pogrzebowym.
Mając już troszkę pełniejszy obraz
głównego bohatera, ciężko (przynajmniej mi ;)) się z nim
utożsamiać. Pewnego razu, gdy mogłoby się wydawać, że John jako
jedyny w miasteczku lubuję się w szeroko pojętej śmierci,
dochodzi do morderstwa. Jednego, drugiego. Cała niewielka
społeczność oszalała. Nagłówki gazet poszukują seryjnego
mordercy, nawiązują do dawnych spraw, ogólnie robią to, co zwykle
robią gazety w takich sytuacjach... sieją niepewność i strach.
W całym tym zamieszaniu oczywiście
tylko John zdaje się myśleć, nomen omen, racjonalnie. Dzięki
swojemu zrozumieniu dla skrzywień umysłu trafia na trop mordercy,
który zdaje się być nieprawdopodobny...
Tyle Wam zdradzę z historii, bo może
i film nie zawiera jakichś niesamowitych twistów fabularnych, ale
jest ciekawą mieszanką gatunkową. Coś, co zaczynałem oglądać
jako spokojny dreszczowiec, może thriller, skręciło w dość
nieoczekiwaną stronę horroru.
Niestety, to co ja uznałem za zaletę,
część widzów może odrzucić od ekranu. Film rozwija się raczej
mozolnie, akcji tutaj nie dużo, a niewielki budżet widoczny jest
przy kilku (zakończenie!) okazjach. Miks gatunków, czarne żarty
przeplatające się tu z elementami horroru i thrillera, może
zaskoczyć i zakłopotać widza, ale jeśli nie jest się wyjątkowo
czepialskim, to można dobrze spędzić niecałe dwie godziny przy
seansie „I am not a serial killer”. Szczególnie jeśli czuje się
już przesyt blockbusterami, które po raz kolejny powielają tą
samą kliszę.
Trzeba wspomnieć o bohaterach, bo ci
są przedstawieni po prostu wiarygodnie. Jak już pisałem, za
głównym bohaterem raczej się nie przepada, ale nie zmienia to
faktu, że się w niego wierzy. Warto też nadmienić o aktorze
grającym sąsiada Johna, Christopher Lloyd, najbardziej znany z roli
Doktorka z „Back to the future”, zwraca uwagę swoją kreacją,
chociaż z drugiej strony ciężko na niego patrzeć i nie zauważać
jak ta kultowa postać się zestarzała.
Jeśli lubisz niebanalne podejście do
filmu i nie potrzebujesz wybuchu, pościgu i bójki raz na 10 minut,
to polecam spróbować się z tym filmem. Zdaję sobię sprawę, że
przez swoją nietypowość może zostać uznany za „słaby” i
„nudny”, ale dajcie mu szansę, ja się nie zawiodłem!
PS. Tu macie link do fajnego spoiler-free trailera, niestety nie da wstawić okienka. https://www.youtube.com/watch?v=WQBnWWWU-gU
PS. Tu macie link do fajnego spoiler-free trailera, niestety nie da wstawić okienka. https://www.youtube.com/watch?v=WQBnWWWU-gU
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz