środa, 11 grudnia 2013

Rasmentalism - Za młodzi na Heroda - RECENZJA

Rasa pierwszy raz usłyszałem na moim prywatnym klasyku – "Materiał Producencki" Quiza. Były to czasy, gdy inni widzieli w nim głównie xero Pezeta z potencjałem tekstowym, ja widziałem go na każdej płaszczyźnie. Zajarałem się nim strasznie, co doprowadziło mnie oczywiście do Rasmentalismu. Kieruje nas to oczywiście do drugiej połówki składu.

Ment, który odpowiada za warstwę muzyczną nie zawsze zachwycał, jak to robi dzisiaj. Jego pierwsze produkcje to cięcie maksymalnie przeruchanych i oczywistych sampli. Kolejnym jego krokiem były bity w stylu "Dużych Rzeczy" czyli wspólnego albumu duetu razem z Weną – niektórzy mówili, że to niesamowite aranże, inni, że to zwyczajna kakafonia. Ja byłem gdzieś pomiędzy.

Zawsze jednak zachwycałem się niesamowicie maksymalnie wyluzowaną stylówką Rasa. Jego olewczy rap i maniera trafiały do mnie w stu procentach. Była to zwyczajnie dobra muzyka. Nie przypadkowo użyłem tych słów, bo następnymi etapami był ledwo ponadprzeciętny "Hotel Trzygwiazdkowy" i sporo lepszy "Dobra muzyka i ładne życie". Jakiś czas później, Ras nagrał EP razem Dj Tortem. Była to zwyczajnie jego kwintesencja. "MAUi WOW!E EP" była praktycznie idealna pod każdym względem.

Od jakiegoś czasu ukazywały się kolejne single z nowej płyty Rasmentalismu, nie zwracałem na nie większej uwagi, nie wiem czy z braku czasu czy ochoty, ale w każdym bądź razie – nie sprawdzałem. Jeśli ktoś przesłuchał już "Za młodzi na Heroda" domyśla się jaką bombą musiało to być dla mnie.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

VNM - ProPejn - RECENZJA

"Gram 13 lat, mam 13 płyt"


VNM – Można by powiedzieć, że jest człowiekiem sukcesu i spadkobiercą całej spuścizny Eis'a. Jego historia powinna być idealną motywacją dla każdego początkującego rapera marzącego o jakimkolwiek sukcesie. Kiedy rap w naszym nadwiślańskim kraju dopiero raczkował, jednocześnie stając się zajebiście popularnym gatunkiem, on zaczynał jak każdy, ze składem 834 razem z Boxi'm i Denver'em nagrywali demówki, które tylko dla zamkniętego grona stały się klasykiem bez hologramu. Minął pewien okres czasu, w eter poszło parę mixtape'ów, a Tomek szedł prosto jak jego kuzyn do Borusji (?). Następnym rozdziałem w karierze były kawałki z Sokołem, zaowocowało to w końcu kontraktem. Pierwszy legal w Prosto – "De Nekst Best", plasowała się klimatycznie gdzieś w okolicach poprzednich płyt, czyli konkretna bragga, okraszona jedynym takim flow w Polsce. Jego następny krążek dostał kolejną idiotycznie spolszczoną nazwę "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru"...

"Z E:DKT złapałem balon, nim lecę do góry"


Na tego potworka należy poświęcić oddzielny rozdział. Cały czas gości w moim odtwarzaczu, to powinno już być wyznacznikiem jej jakości, ale...nie jest. Nowoszkolny melanż, silnie inspirowany Drake'iem czy J. Cole'em. Ogólne wrażenie dobre, jednak w każdej beczce miodu zawsze musi znaleźć się łyżka, czy nawet wiadro dziegciu. Były to refreny, nieudolnie podkręcone przez Auto tune. Nie wiem czemu, panuje obecnie przekonanie, że owy efekt nawet z żula pod sklepem zrobi Franka Sinatrę czy raczej James'a Blunt'a...otóż rozczarowanie boli jak dziesięciotonowe kowadło spadające na Pędziwiatra. Uwaga! Auto Tune nie robi z nikogo James'a Blunt'a. Tyle w temacie poprzedniej płyty, reszta była super.