Świat jest zgorzkniały. Bóg nie
żyje. Ludzie to kurwy. Na te i inne tego typu wyświechtane frazesy
można się natknąć niemal codziennie. Czy to prawda? Prawda jest
subiektywna, wszystko zależy od strony wypowiadającej się, ale tak
na prawdę kim są ludzie, którzy te stwierdzenia spopularyzowali?
Czy świat jest rzeczywiście pełny zgorzkniałych cyników,
patrzących tylko na swój interes? Może gdzieś tam na końcu tunelu
tli się ostatnia pochodnia nadziei, może pozostała niewielka
grupa partyzantów-niedobitków, którzy walczą, nie tyle o dobre
maniery, co o pozytywne podejście do życia. Pesymizm jest zły.
„Lepiej się miło zaskoczyć niż rozczarować”, pierdolenie.
Gdyby każdy miał tak przesrane podejście, większość z nas nie
wiedziałaby co to uśmiech, reszta robiłaby to ironicznie. Też
jestem zgorzkniały, to prawda, jednak nie można pozwolić zawładnąć
sobą całkowicie. Kim jest człowiek wyprany ze wszystkiego co
pozytywne? Zwykłą skorupą , reproduktorem, który pewnego dnia
odejdzie z tego świata ponieważ zesłał potomka, który ma taką
samą misję.
Do takich przemyśleń skłoniła mnie
ostatnio obserwacja ludzi. Jak wiele można się nauczyć o ludzkiej
naturze, patrząc na proste codzienne zachowania. Ów wyżej
wymieniony promyk nadziei dostrzegłem w prostej sytuacji, która
mogła spotkać każdego, ale jednak uczyniła mój dzień mega
pozytywny pomimo tego, że od 16 do 3 byłem na nogach, tańczyłem,
machałem łapą, piłem piwo – generalnie byłem zmęczony,
styrany wręcz, po Juwenaliach. Bo właśnie tam miała miejsce cała
historia.
Rzecz się działa przy kolejce z
piwem, sytuacja wyglądała tak, czekałem aż Ziomek odbierze
zamówiony trunek, który swoją drogą został rozlany dwie minuty
później. Za uzbieranie 15 kubków można było dostać koszulkę.
Polaczki łase bo za darmo żebrali o kubki, zbierali z ziemi itp.
itd. Tylko po to żeby otrzymać koszulkę, na której widnieje jakiś
tam napis i logo żywca. ŁAŁ! Nie ważne, może Andrzejom pasowała
akurat do stylówy letniej (sandały i skarpety, ewentualnie klasyk
polaczkowości, klapki Kubota xD). Ale nie ważne, odbiegłem od
tematu, wracając do koleżki, który cały czas stoi w kolejce mając
w tylnej kieszeni kubków sztuk może dziesięć czy nie ważne jebać
to. Za nim jakaś tam parka, Pani („piękne lico, bufa też niczego
sobie” xd) i Pan. Laska właśnie zabiera się do wyrzucenia kubka
w celu kupienia kolejnego, gdy jej facet łapie ją za ręke wyciąga
go i delikatnie wsadza do sterty, którą Ziomek miał w kieszeni, On
nieświadomy sytuacji rzuca mięsem w stronę rozlanego piwa, a Oni
delikatnie uśmiechając się do mnie wracają do rozmowy. MEGA!!!!
Wiem, że dla większości wyda się to
płytkie, miałkie, głupie czy jeszcze inne, ale jestem z tych,
którzy cieszą się małymi rzeczami. :)
Lekcja na dziś:
ENJOY THE LITTLE THINGS! ;)